12.10.2009 21:00
Zwykły pochmurny dzień
Zwykły pochmurny dzień, przestało padać, drogi suche gdzie nie gdzie mokra plama. Grupa młodych ludzi w raz z nauczycielem jest na praktyce zawodowej. Jako że profil leśny to znajdują się w lesie nie opodal długiej prostej drogi na końcu zakończona zakrętem, który może się wydawać dość łagodny, jednak zmieniamy zdanie znajdując się w jego środku....
W koło słychać śmiech ludzi, szum samochodów i od czasu do czasu przemykającego bikera. Wszystko w najlepszym porządku jak co dzień. Do chwili..... pisk gum, sygnał dźwiękowy, przeszywający zgrzyt. Wszyscy stanęliśmy osłupieni aby po chwili wyrwać się do przodu jak opętani na miejsce wypadku. Oby nic strasznego myślę sobie w duchu. Dobiegamy zdyszani a tam....
Dla mnie się wszystko zatrzymało, stanąłem jak w ryty parenaście metrów od zdarzenia, nie mogłem się ruszyć ciało odmówiło posłuszeństwa, oczy przerażone i wystraszone wpatrują się w rozbity przód samochodu i ścigacza wbitego między jego reflektory. Marka samochodu chyba renault nie pamiętam nawet jego koloru. A motocykl ? biało - czerwona Yamaha FZR 600. Zapamiętałem dokładnie każdą jego roztrzaskaną część.
W koło coś się działo a ja stałem, stałem przerażony, ciało rozłączyło się z duszą, w głowie była jedna myśl "to jest FZR motor który kupuje, właśnie leży roztrzaskany". Dorośli udzielali pomocy, kumple robili za gapiów a ja stałem odłączony od reszty nie robiąc NIC. Ani nie pomogłem ani nie robiłem za gapie który rozważa czyja była wina.
Widziałem parę wypadków bardziej i mnie tragicznych ale ten był inny....młody chłopak na motorze wracał ze szkoły trasą którą ja będę pokonywał w przyszłym roku dzień w dzień takim samym motorem co On.
Ocknął mnie odgłos sygnału karetki, potem bardzo szybko wszyscy się rozeszli robiąc zdjęcia i debatując czyja była wina. Dołączyłem się do grupy, szedłem gdzieś w jej środku z opuszczoną głową i jakże mi było wstyd, jak mi nadal jest wstyd. W duszy nie mogę sobie darować że nie podbiegłem wraz z nauczycielem do rannego, nie zacząłem ratować bikera, chłopaka który kocha to samo co ja a może nie raz pozdrawialiśmy się na drodze lewą w górze?. Widok mnie przeraził, dał dużo do myślenia pokazał że jestem jeszcze bardzo młody i bezradny . Dałem się opanować strachu i przerażeniu.
Postanowiłem się zapisać na porządny kurs pierwszej pomocy i przyrzekłem sobie że w przyszłym roku jeżdżąc na efezeterce za każdym razem zatrzymam się w miejscu wypadku i udzielę każdej niezbędnej pomocy, a strach ? przerażenie ? muszę zostawić na motorze a pomagając poszkodowanemu muszę być pewny i zdecydowany i tego chcę się właśnie nauczyć.
Biker z wypadku żyje, ma złamane nogi, miednice i ręke lekarze mówią że do przyszłego roku będzie mógł śmigać na motocyklach. Jak to się stało i czyja była wina ? to nieważne nie o tym chciałem pisać.
Komentarze : 4
Noo niektóre sny dają sporo do myślenia. Osobiście jak śni mi się podobna sytuacja czy coś w tym stylu to troche odpuszczam sobie podczas jazdy, jeżdżę spokojniej, wolniej, zwracam większą uwage na to co się dzieje.
Bo osobiście w jakiś sposób jestem przesądny i wieże w "wyższą siłę"
Aha odważny - wybacz że wtrąciłem ci sie we wpis. Co do samego wpisu - dobre wnioski wyciągnąłeś.
Nie wiem, być może wy mi wyjaśnicie to co mi przyśniło się dziś nad ranem.
Ale od początku: mówi się że ludzie sprowadzają sny na siebie po prostu o czymś myśląc bardzo intensywnie przed pójściem do łóżka. Nie do końca to do mnie pasuje, a raczej do sytuacji o której napisze.
Jak zwykle siedziałem wieczorem przeglądając filmy/fotki/allegro itp związane z motorami. Położyłem się spać i śniło mi się że mój kumpel - motocyklista miał wypadek u mnie w Białymstoku na ulicy Mickiewicza, nieopodal sklepu "Kąsek" - kto z białegostoku pochodzi ten pewnie zna to miejsce. Ja wyskakuje z autobusu, nie bedąc świadomym że to kolega, którego teoretycznie nie powinno tu być bo jest z innego miasta. Podbiegam, chce pomóc, uratować. Sprawdzam go, oglądam, mówie do niego, widze krew. On umiera z każdą chwilą - krzycze o karetke. Jakoś tak się dzieje że unosze jego głowe, płacze, widze jak krew chlusta z jego pleców, które są przebite - widać kości, kręgosłup. On mnie poznał, mówi do mnie - co u ciebie słychać? mówie że robie prawko na motor i zbieram kase. On mówi - pierdol motory. Po tym umiera, zdejmują mu kask - poznaje kolege dopiero teraz. Siadam płacząc, kolesie z karetki mówią - no to go zabieramy. Nie wiem skąd są tam motocykliści, nie wiem czy jest taki zwyczaj, ale kładą na miejsce wypadku swoje rekawice. Nagle ktoś krzyczy - patrzcie w niebo - a tam z chmur ułożyła się postać starca siedzącego na jakims krześle, postać wstaje z tego "tronu" i rozmywa się z chmurami.
Tak się budze.
Co wy na to? To troche głupie ale...
Oczywiście napisałem do kolegi żeby uważał jeśli będzie jeździł. Nie jestem przesądny ale jakoś mnie to ruszyło. Wszędzie było tyle krwii...
Niestety tak często się zdarza że paraliżuje nas strach, ale najważniejsze to wyciągnąć nioski z całego zdarzenia tak jak ty to zrobiłeś. Żeby kiedyś jaknie będzie nikogo innego w pobliżu zareagować właściwie
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (6)
- O moim motocyklu (12)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)