12.07.2010 17:55
Ballada o skarbówce, wybaczonych błędach i pierwszych siwych włosach
Żar leje się z nieba, asfalt przybiera płynną formę, a
oślepiające promienie słoneczne niesamowicie utrudniają jazdę
więc poruszę tu parę spraw co by na duszy się lżej zrobiło.
Pierwsza sprawa, którą specjalnie zatytułuję
" URZĄD SKARBOWY NA PIERWSZYM MIEJSCU "
O co mi do cholery chodzi, już opowiadam.
Przychodzą takie czasy w życiu motocyklisty, że gdy zdecydujemy
się na kupno motocykla to będziemy musieli wałęsać się jak
smród po gaciach między jednymi a drugimi drzwiami w
urzędach. Pies trącał jak mamy motor kupiony w kraju,
sprowadzając motocykl zza granicy musimy się nieźle nastawić
psychicznie aby wytrwać w tej walce urzędnik vs motocyklista.
Dawno, dawno temu jakoś w zeszły piątek, ruszyłem swoje
kościste dupsko dziarskim krokiem rejestrować fazę. Dumnym,
postawnym i zdecydowanym krokiem wszedłem do skarbówki,
zapukałem, z precyzją chirurga chwyciłem za klamkę drzwi małego
gabineciku gdzie trzeba opłacić umowę. Zagadałem, trochę
zbajerowałem dość ładną i młodą urzędniczkę, a ona z
pięknym uśmiechem na twarzy miło mi odpowiadała i radośnie
powiedziała " motocykl został zakupiony 13 czerwca dziś mamy
9 lipca miał pan czas do 28 czerwca aby opłacić umowę, obawiam
się że będzie mandat, proszę się udać do pokoju numer 24 "
Nic nie pomogło biadolenie, że nie miałem pieniędzy, że dopiero
jestem po wypłacie. Nie rezygnując ze swojego dziarskiego kroku
udałem się do pokoju wskazanego przez ładną urzędniczkę, myśląc
sobie " eee tam zapłacę ze 30zł pies to trącał " A w
pokoju nr 24 ( powinni nakręcić film pt. Pokój 24 był by
to niezły triller ) dowiedziałem się że mandat waha się od 140 do
22500zł domyślacie się jaki miałem wyraz twarzy? i mój
dziarski krok zmienił się w leniwe przeciąganie noga za nogą. 10
minut niezłego stresu skończył się tym że mandat decyzją prezesa
danego urzędu został umorzony jako iż do tej pory
współpraca między mną a urzędem skarbowym była uczciwa i
bardzo elegancka. Po obwieszczeniu tej decyzji chciałem tam
wszystkich wycałować ( a najbardziej tą młodą urzędniczkę :P ) no
i dobra po opłaceniu 2 procent udałem się do starostwa gdzie już
wszystko poszło jak po maśle. Więc ostrzegam wszystkich
którzy do tej pory olewali skarbówkę tak jak ja, że
niestety nie ma żartów, kupiłeś motor, samochód czy
wózek widłowy leć jak najszybciej opłacić umowę, jeden
kawałek papieru a można się obudzić z ręką w nocniku.
Wyjdźmy z tego okrutnego świata urzędów i
przejdźmy do milszych sfer, sfery motocyklowej.... nie ma nic
piękniejszego.
Jednak warto kupić motocykl
który wybacza błędy.... wcześniej o tym nie wspominałem
chciałem aby się uzbierał niezły materiał na wpis. 3 lata na
komarze, 4 lata na ETZ 250 łącznie 7 lat na jakiś tam
bzikach i przesiadka na FZR. 7 lat jazdy na dwóch kołach
to już jakieś doświadczenie jest, można kupować 600sete... a
gówno prawda :D Jasne że wolno kupić 600sete ale taką co
wybacza błędy, chyba że mamy dużo kasy na naprawy. Tu
mówię o sobie i o nikim więcej. Wspomniałem kiedyś, że
ogarnąłem już faze i jest całkiem zajebiście to prawda ale
wcześniej nie było tak kolorowo.... Redukcja biegu w złożeniu i
tylnie koło w uślizgu jakoś z tego wyszedłem, jazda w deszczu
samochód z przodu a więc redukcja gaz i wyprzedzam a tu
pech stanąłem w poprzek drogi.... MZ tak można było tu jednak za
duży moment idzie na koło. Tak to takie największe głupoty jakie
zrobiłem na fazie i która mi wybaczyła małą wiedzę na
temat jazdy sportowym motocyklem za co jej serdecznie dziękuje...
ale szczerze wam powiem że myśląc o tych dwóch zdarzeniach
ciary mam na plecach jak to mogło się skończyć... teraz już wiem,
nauczyłem się. Więcej koników i większa pojemność i teraz
leczył bym pozdzierane ciało i składał kasę na nowe części do
swojego stalowego wozidła. Doświadczenie rośnie co cieszy
wszystkich.
Jakiś czas temu na jednym z blogów
w komentarzach pojawiła się dyskusja. Jeden z
motocyklistów napisał że kupując litrowy motor o dużej
mocy ma mniej wypadków, i jakichkolwiek innych zdarzeń niż
na 600setce. Sugerował się tym że 600 trzeba było kręcić aby to
jakoś jechało a jak już jechało to trzeba było hamować lecz
czasem brakowało już drogi no i klops leżymy gdzieś w malinach. U
siebie zauważyłem coś podobnego, jeżdżąc na MZ ciągle kręciłem do
końca, jakieś prze gazówki, założyłem stożkowy filtr aby
było mnie słychać, nie było czym ( nie chce obrazić fanów
MZ ) ale i tak chciałem się pokazać. A po kupnie FZR jakoś to
wszystko mi przeszło, wiem że mam niezły motor o fajnej mocy i
jakoś nie muszę udowadniać innym i sobie że potrafię wyprzedzić
czy wystrzelić spod świateł, ja to po prostu wiem i to jest
piękne. Kiedy trzeba to odkręcę ale tylko dlatego że mam potrzebę
pośmigać z większą prędkością a nie dlatego żeby pokazać 15
letniej blondynie że mam czym jechać. Nie wiem starzeje się
chyba....
Tym entuzjastycznym akcentem kończę i dodam
parę słów do ostatniego wątku, że jednak nie zestarzałem
się już tak szybko czasem musimy pokazać że istniejemy.... a
strzelenie z zapłonu czy lekkie przytarcie kapcia nie zaszkodzi,
no chyba że tylko dziurze ozonowej....
Pozdrawiam,
Odważny
Komentarze : 9
Trzeba było wysłać deklarację, zapłacić podatek na konto plus groszowe odsetki za spóźnienie, złożyć tzw. czynny żal z przeprosinami za zwłokę i problem z głowy. Takie straszenie mandatem i wielkie umarzanie postępowania karno-skarbowego to zabawa smutnych ludzi, kórym przyjemność daje "potrząśniecie" bliźnim.
Koledzy pozwólcie że dorzucę parę słów do waszej dyskusji.Przede wszystkim niema dwóch identycznych maszyn nawet tej samej marki i typu więc bez względu na to jakie wynalazki do tej pory ujeżdżaliście do każdej maszyny trzeba podejść na początku z rezerwą bo nie wiadomo czym może nas zaskoczyć,motocykle to tylko maszyny więc wykonują to co im karzemy więc 1000 czy 600 mogą przyspieszać jak 250 zależnie od tego jak pokręcimy gazem.Faktem jest natomiast inne zachowanie przy gwałtownym przyspieszeniu (wchodzenie na gumę i aquaplaing na mokrym asfalcie) a w przypadku redukcji przy braku sprzęgła antyhoppingowego uślizgi tylnego koła.Zawsze doradzam przynajmniej krótkie znęcanie nad nieznanym sprzętem na nie ruchliwej,prostej drodze,a potem powtórkę na mokrym asfalcie oczywiście w rozsądny sposób.Co do stroju,to obowiązkowo kombinezon nawet w 40 stopniowe upały,uchroni co prawda przed otarciami a nie przed zderzeniem chociażby z krawężnikiem przy glebie ale takie są podobno zasady.Proszę tylko nie patrzeć na mnie bo jeżdżę na moto by czuć się wolnym i nie mam ochoty gotować się żywcem w kombinezonie.Pozdrawiam.
To normalne, że w przypadku małej pojemności nabiera się tylko ogólnego obycia z motocyklem. Fajnie się śmiga, można wyprawiać wszelakie szaleństwa - redukcja do jedynki i gaz do oporu, wyprzedzanie z gazem do oporu, strzał ze sprzęgla. Niestety motocykle sportowe klasy 600cc już nie są tak wyrozumiałe i powyższe akcje z małej pojemności mogły by się skończyć tak:
- czemu widzę niebo i asfalt się do mnie zbliża?
- zakręt? a ja mam już 200 na budziku?/ ałłł dlaczego ten asfalt jest tak szorstki? Aaaa to przez żwirek.
- jak w wypadku numer 1.
I normalne jest także to, że po przesiadce z motorka klasy 250cc (mam tu na myśli te spokojniejsze jak Virago 250, MZ 250 czy nawet Eliminator 250) na coś większego nie ma takiej potrzeby, bo to w porównaniu do tego małego silniczka ma odejście wystarczająco dobre już od niskich obrotów. Takiego EL'a 250, żeby nie być wyprzedzanym przez roweżystów i co szybszych komarkarzy, trzeba po prostu wkręcić na obroty i to dość ostro (max moment obrotowy jest tu przy 10000obr/min, w większych maszynach jest o jakieś 2000-6000obr/min niżej zależnie od typu silnika).
no ja po ujeżdżaniu WSK 125/175, SHL 175, Jawy i CZ 175/250/350, MZ 150 i 250 tez, motorowerki przeróżne piździki, raz tam na jakiś czas zdarzyło się przejechać na czymś większym od znajomka.
I nagle bach, kupiłem sobie "duży" motór. chciałem coś pomiędzy 600-800. Wyszło mi 1100. Suzuki GS 1100. I dziesiątki tysięcy kilometrów zjeżdżonych na poprzednich sprzętach nijak się miały do tego co doświadczyłem na tym sprzęcie. Nawet z odłączonymi 2ma fajkami popier.... jechał bardzo dobrze. Przez 3 lata zjeździłem nim ze 30 000km, oraz drugie tyle na innych sprzętach, które pojawiły się w mojej rodzinie. Tylko raz jeden zdarzyło mi się, podczas wyprzedzania, popędziłem go koło 200km/h, normalnie jeżdżę bardzo przepisowo (niektórzy twierdzą, że aż do przesady). I też zauważyłem, że odkąd mam ten sprzęt, absolutnie NIE CZUJĘ potrzeby "pociśnięcia". Na jawie 350 gaz odkręcało się zawsze "na ful" a tu lekki ruch ręką, i wio.... No i odeszło planowanie wyprzedzania na spore miejsce - teraz jak jest możliwość to skinienie ręki i jestem z przodu.
No ale cóż, to wszystko zależy od podejcia. Dzieciaki kupują sobie "sześćsety" i cisną je aby "szybko móc przesiąść się na coś większego". I niestety tacy w większości przypadków przesiadają się na tamten świat. Też syn znajomej właśnie wsiadł po raz pierwszy (i ostatni) na motocykl, ścigacza 600. Nawet nie wyjechał z podwórka, teraz nie ma ani sprzętu, ani jego.
A w ogóle to, przepraszam za słowo, g..wno prawda jest, że 600 "nie ciągnie od dołu". Po prostu od dołu przyspiesza, a nie zapierdala.
Pozdrawiam!
Ciekawie piszesz... Z Twoich doświadczeń wynika, że kwestia pierwszego motocykla może być dość przewrotna - 600 zrobi psikusa, jeśli ją potraktujesz, jak 250 z całym szacunkiem do MZ, bo miałem raz przyjemność jeździć i dynamikę wspominam dość czule. Do czego zmierzam - na pierwsze moto wybrałem "litra", ale kulturalnego, co się nie boczy na małe obroty (wysoki moment). Do tego liniowe oddawanie mocy. Podszedłem z dużą pokorą do motocykla - na początku obroty do 4 tysięcy, bardzo lekkie ruchy nadgarstkiem. No i zaczęliśmy się do siebie przyzwyczajać. Nakręciłem 4,5 tysiąca km, wiem, że to żaden wynik - rzecz w tym, że wjeżdżam się w sprzęt powoli, spokojnie, czasem smakuję, co znaczy podejść do 7 tysięcy, gdy odzywa się moment powyżej 100 Nm. Nie mam obciążenia z poprzedniego sprzętu czysto manualnego, że jak zrobię redukcję tak, to on tak - bo nie ma poprzedniego sprzętu (nie licząc jawy mustang 50 ccm). Generalnie chodzi mi o to, że wszelkie rady, od czego zaczynać, trzeba uzupełnić refleksją, jak podchodzimy do moto na pierwszej przejażdżce i czego oczekujemy od drugiej. Podziwiam Twoją konsekwencję w realizacji marzenia. A co do US - pamiętam, jak chciałem wszystkich wycałować po mandacie 100 złociszy i lekturze kodeksu karnego skarbowego - spóźniłem się z podatkiem od czynności cywilno-prawnej o jakieś dwa miesiące. Jeszcze jedna refleksja - do niedawna bez pełnej zbroi nie wyjechałbym na miasto. Jak słupek podskoczył do 34, zaczynam się rozglądać za "orzeszkiem" na łeb, a skóra wisi w szafie. Dziś tekstylne spodnie też nie dały rady (góra ino T-shirt, tylko rękawic jeszcze przestrzegam, coby się ręka na gazie nie ślizgała). Masz, albo może ktoś z czytelników ma jakieś refleksje na ten temat? Pozdrawiam, Odważny, pisz, zawsze z zaciekawieniem czytam.
Faktycznie błędów pełna miska :P wszystko już poprawione ;) sorki bardzo :)
Hej, też jestem posiadaczem fzrki i jest to moj pierwszy motor. Podobnie jak Ty ja również jestem pasjonatem i zboczeńcem na punkcie motocykli. Jeżeli bedziesz w okolicach Poznania to zapraszam na kawę.
Za przyjemnie sie czyta :D Nie wiem kiedy skończyłem. Musze zacząć drugi raz :P
Kolego fajnie piszesz, ale przyłóż się też trochę do poprawności językowej tekstu - w ogóle nie używasz znaków interpunkcyjnych. I na Boga! - "strzał" i "wystrzelić", a Ty byś tylko szczelał :P
Autokorekta nie boli :P
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (6)
- O moim motocyklu (12)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)